niedziela, 4 marca 2012

Need the end to set me free.

Nie chcę użalać się nad sobą, ale nie mam siły. Na nic. Nie wiem od czego się to zaczęło, ale chyba będzie mnie to trzymać do końca życia. Chyba mam bulimię... nie wiem... ciężko jest mi to zdiagnozować, bo nie jestem psychiatrą. O rany... ja potrzebuję psychiatry... potrzebuję lekarza, który pomoże mojej duszy, bo sama nie podołam. Czuję, że spadam coraz niżej. I jeżeli nikt nie wyciągnie do mnie ręki to pozostanę tam do końca swoich dni.


Tyle myśli mnie dręczy... czuję jakiś dziwny ścisk w kolanie, serce bije z niepokojącą prędkością, a oczy zamykają się same. Bolą, szczypią, łzawią, ale umysł wciąż pracuje. Chciałabym dać mu upust, ale on jest pracoholikiem i nie słucha mnie. Zresztą... kim ja jestem by kierować czymkolwiek? Nie potrafię kierować sobą, ani swoim światem. Wszystko się pierdoli i nie mam na to żadnego wpływu, a nawet gdybym mogła mieć to nie mam siły by wstać, ruszyć tłuste dupsko i coś zrobić. Nie wiem, czy to takie "chwilowe", czy to jakieś zaburzenie psychiczne. Może wszystko nadinterpretuję? Lecz z drugiej strony... bagatelizowanie tego też nie jest chyba zbyt mądre.


Chciałabym powiedzieć o tym przyjaciółce (byłej, czy obecnej? nawet tego nie wiem już...), ale boję się, że pomyśli, że chcę ją na siłę przy sobie zatrzymać. Możliwe, że sama bym tak pomyślała. Nie chcę być dla nikogo ciężarem, ale tak właśnie się czuję. Boże, mała dziewczynka z setkami problemów. Jakie to żałosne! Ja jestem żałosna i żałosne jest to co w tej chwili robię. Po co piszę tego posta skoro nikt go nie przeczyta? Może to chęć zwrócenia na siebie uwagi,  nie wiem. A może po prostu lepiej napisać to co się czuje choćby dla samej siebie? Jezus Maria, Boże Święty, Aniołowie kurwa mać co ja mam robić do chuja? W jakkolwiek beznadziejny sposób to zabrzmiało chuj mnie to obchodzi.


Jutro znowu szkoła, gapienie się ludzi na moje tłuste nogi, udawanie że wszystko w porządku, umieranie, umieranie, umieranie. Miałam nie myśleć o śmierci, ale kurwa jakoś tak samo przyszło. Szybko przyszło, wolno pójdzie i znów wróci.
Apropos szkoły to osiem zagrożeń plus dwa, czy tam jedno (nie pamiętam) nieklasyfikowania to oczywiście już poszło się jebać, bo nie mam siły tego poprawiać.


Ratuj mnie Boże, bo jak postanowię odebrać sobie to jebane życie to będziesz musiał myśleć co zrobić z moją obłąkaną duszą. Nie żartuję... pomóż mi. Proszę!


Chciałabym coś jeszcze napisać, ale znów brakuje mi sił w palcach. Każde uderzanie ich o klawiaturę boli.


Dieta dupa,dupa,dupa,dupa,dupa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz