niedziela, 15 kwietnia 2012

Nie umarłam, jeśli ktoś tak sobie pomyślał. Nie piszę nowych notek, bo nic się u mnie ciekawego nie dzieje. Głodówki-napady-głodówki-napady-głodówki... itp itd itp... standard.
Zgubiłam hasło na GłodneMotyle. :< miałam je zapamiętane na komputerze, zmieniłam przeglądarkę internetową i tu nagle: proszę się zalogować. No i co? Odzyskać hasło chciałam, nawet przyszedł mi mail na pocztę, której nie mogę odebrać, bo również hasła nie pamiętam! :< o zgrozo! a nie mogę go odzyskać, bo są jakieś komplikacje. I co teraz, no co?!
Jakieś nowe ustawienia na bloggerze. Komu to potrzebne? Stare były lepsze.
Jutro poniedziałek i gadanina "od poniedziałku".

niedziela, 25 marca 2012

Piekło na ziemi.

Chciałabym się zmienić. Chciałabym zmienić swoje życie, ale nie potrafię. Chęci nie wystarczają, należy się starać. Tylko człowiekowi zdrowemu i z drobnymi problemami wydaje się to proste. Ktoś kto zna mnie z wierzchu nie ma pojęcia co się ze mną dzieje. Są to między innymi moi rodzice. Uważają mnie za gówniarę, która myśli, że jest dorosła i nic nie ma w głowie. I nie kryją się z tym. Gdyby wiedzieli jak bardzo mnie ranią...


Przemawia przeze mnie coś innego. To nie ja. Kiedyś byłam inna. Uśmiechnięta. Nie wiem od kiedy to się zaczęło. Chyba mam bulimię...ale czy bulimiczki zdają sobie sprawę z tego, że są chore? Więc może nią nie jestem? Depresja.... podejrzewam ją u siebie od niecałego roku... moja mama kiedyś coś wspomniała, ale teraz już nic na ten temat nie mówi. Powiedziałam przyjaciółce i o depresji i o bulimi. Tego samego dnia pisała mi, że się martwi, żebym poszła do psychologa.... ale teraz ten temat jakby znikł, zapadł się pod ziemię. Już nikt go nie porusza. A o moją głowę obija się setki myśli. Nie mogę tak dalej żyć, nie umiem, nie daję sobie z tym rady. Boję się powiedzieć o tym rodzicom, a tymbardziej boję się psychologów. A jeszcze gdyby się ktoś dowiedział, że chodzę na terapię...po niej nie byłabym w stanie wyjść z domu. Wszyscy ludzie mówiliby o mnie.


Straciłam wszelkie kontakty z żywymi ludźmi. Nie mam koleżanek. Nie chodzę do szkoły. Praktycznie nie wychodzę z domu. Mój ojciec uważa mnie za dzikusa. Mam mnóstwo problemów z ciałem i z psychiką. Czuję, że właściwie żyję... po nic. Żadnego celu. Ani jednego. Uśmiech boli. Oczy wciąż są zalane łzami i puchną, szczypią. Są dni kiedy już na niczym mi nie zależy. I nawet nie mam siły płakać.
Chyba umieram...


Krzyk, krzyk, krzyk, bicie serca, szybciej, szybciej... boję się czegoś. Nie wiem czego. Ukrywam się przed ludźmi, wiem co wszyscy myślą "ale grubaska", "ale przytyła, kiedyś była taka szczupła". Chcę zniknąć. Nawet nie umrzeć. Po prostu zniknąć. Nie czuć. Nie cierpieć.


Mimo wszystko żadne słowa nie opiszą tego co czuję. To tylko namiastka tego co się ze mną dzieje.
Gdzie jest Bóg?!

środa, 7 marca 2012

I'm starting with the man in the mirror.

Moja waga wciąż stoi w miejscu, ale cieszę się. Wiem, dziwne. Ale ostatnio po moim czterodniowym obżarstwie bałam się, że wrócę do początkowej wagi, lecz kiedy ujrzałam dziś bądź co bądź ciężkie, ale letsze, niż poprzednio 62 kg ulżyło mi. Lubię to uczucie, czuję jak mi się poszczęściło i że powinnam to uszanować. Staram się stanąć na nogi, prosto, nie chwiać się. Często teraz mam dołki, które sama pod sobą kopię, a potem świadomie w nie wpadam, ale mimo to nastają te niekiedy lepsze dni i wtedy staram się w siebie wierzyć. Jeżeli chcę zmienić siebie to tylko i wyłącznie ode mnie zależy. Nikt za mnie nie schudnie, nikt nie naprawi moich problemów. Jestem jeszcze bardzo słaba psychicznie i łatwo mnie zranić, ale pracuję nad tym.

Powiedziałam przyjaciółce co się ze mną dzieje. Miałam tego nie robić, ale nie wytrzymałam. Internetowe znajomości to jedno, a żywi ludzie (komicznie to zabrzmiało) to drugie. Napisała mi, że się martwi. Miło jest coś takiego przeczytać, bo widać że jednak jeszcze komuś na Tobie zależy.

Ze szkołą kiepsko. Trzeci dzień odpuściłam (poniedziałek wagary, wtorek i środa w domu). Zawaliłam na całej linii i teraz ponoszę tego konsekwencje. Nie wiem jak postąpiłabym gdybym cofnęła się to pół roku wstecz, być może tak samo. Było mi bardzo ciężko z wielu powodów i dlatego też moje życie potoczyło się w ten, a nie inny sposób. Może właśnie tak miało się stać. Jestem zdania, że każdy powinien uczyć się życia na własnych błędach. Nikt nie ma prawa mówić nam jak mamy się zachować i zabraniać nam rzeczy, których chcemy zasmakować. Jeśli się sami na czymś sparzymy nie zbliżymy się więcej do ognia.

Ciągle słyszę od rodziców, że jestem tylko dzieckiem. Oni nie mają pojęcia kim tak naprawdę jestem.

Część z Was wie, że kocham Michaela Jacksona. W poniedziałek dzięki szczęśliwemu przypadkowi wpadła w moje ręce książka Moonwalk, czyli dla niewtajemniczonych Jego autobiografia. Kiedy tylko ujrzałam ją na półce od razu wzięłam i już nie puściłam. Kupiłam ją i już następnego dnia (wczoraj) zaczęłam czytać. Wciągnęła mnie do tego stopnia, że przeczytałam ją całą w kilka godzin. Nie lubię czytać książek, ale ostatnio staram się do tego zmuszać, gdyż wiem, że warto czytać. Oczywiście do Moonwalk'a nie musiałam się zmuszać, bo uważam, że jest to lektura obowiązkowa dla każdego prawdziwego fana. Książka jest wspaniała. Dostarczyła mi wiele wzruszeń, ale były także momenty, gdzie uśmiałam się jak głupia. Najsmutniejszym momentem był koniec książki. Znów powróciła do mnie tęsknota, która ssała moje serce.
Druga książka, którą kupiłam tego samego dnia to Robokalipsa, Daniela H.Wilsona. Nie trudno się domyślić iż tytuł to połączenie dwóch wyrazów, a mianowicie robot+apokalipsa. Jest to thriller opowiadający o tym, że za X lat dzięki nowym technologiom tworzonym przez nas samych możemy w przyszłości ich żałować. Oglądałam całkiem niedawno film "Ja, robot" gdzie roboty sprzeciwiły się ludziom i chciały ich zniszczyć. Jest to przerażające tym bardziej, że kiedyś może nam się to przydarzyć. Dzisiaj mam zamiar zacząć czytać Robokalipsę i kiedy ją skończę postaram się Wam napisać własną o niej recenzję.

Dzisiejszy bilans napiszę wieczorem.



I piosenka na koniec. Nie bez powodu jest to Man in the mirror.


niedziela, 4 marca 2012

Need the end to set me free.

Nie chcę użalać się nad sobą, ale nie mam siły. Na nic. Nie wiem od czego się to zaczęło, ale chyba będzie mnie to trzymać do końca życia. Chyba mam bulimię... nie wiem... ciężko jest mi to zdiagnozować, bo nie jestem psychiatrą. O rany... ja potrzebuję psychiatry... potrzebuję lekarza, który pomoże mojej duszy, bo sama nie podołam. Czuję, że spadam coraz niżej. I jeżeli nikt nie wyciągnie do mnie ręki to pozostanę tam do końca swoich dni.


Tyle myśli mnie dręczy... czuję jakiś dziwny ścisk w kolanie, serce bije z niepokojącą prędkością, a oczy zamykają się same. Bolą, szczypią, łzawią, ale umysł wciąż pracuje. Chciałabym dać mu upust, ale on jest pracoholikiem i nie słucha mnie. Zresztą... kim ja jestem by kierować czymkolwiek? Nie potrafię kierować sobą, ani swoim światem. Wszystko się pierdoli i nie mam na to żadnego wpływu, a nawet gdybym mogła mieć to nie mam siły by wstać, ruszyć tłuste dupsko i coś zrobić. Nie wiem, czy to takie "chwilowe", czy to jakieś zaburzenie psychiczne. Może wszystko nadinterpretuję? Lecz z drugiej strony... bagatelizowanie tego też nie jest chyba zbyt mądre.


Chciałabym powiedzieć o tym przyjaciółce (byłej, czy obecnej? nawet tego nie wiem już...), ale boję się, że pomyśli, że chcę ją na siłę przy sobie zatrzymać. Możliwe, że sama bym tak pomyślała. Nie chcę być dla nikogo ciężarem, ale tak właśnie się czuję. Boże, mała dziewczynka z setkami problemów. Jakie to żałosne! Ja jestem żałosna i żałosne jest to co w tej chwili robię. Po co piszę tego posta skoro nikt go nie przeczyta? Może to chęć zwrócenia na siebie uwagi,  nie wiem. A może po prostu lepiej napisać to co się czuje choćby dla samej siebie? Jezus Maria, Boże Święty, Aniołowie kurwa mać co ja mam robić do chuja? W jakkolwiek beznadziejny sposób to zabrzmiało chuj mnie to obchodzi.


Jutro znowu szkoła, gapienie się ludzi na moje tłuste nogi, udawanie że wszystko w porządku, umieranie, umieranie, umieranie. Miałam nie myśleć o śmierci, ale kurwa jakoś tak samo przyszło. Szybko przyszło, wolno pójdzie i znów wróci.
Apropos szkoły to osiem zagrożeń plus dwa, czy tam jedno (nie pamiętam) nieklasyfikowania to oczywiście już poszło się jebać, bo nie mam siły tego poprawiać.


Ratuj mnie Boże, bo jak postanowię odebrać sobie to jebane życie to będziesz musiał myśleć co zrobić z moją obłąkaną duszą. Nie żartuję... pomóż mi. Proszę!


Chciałabym coś jeszcze napisać, ale znów brakuje mi sił w palcach. Każde uderzanie ich o klawiaturę boli.


Dieta dupa,dupa,dupa,dupa,dupa.

wtorek, 28 lutego 2012

Ostatnio męczą mnie zmienne nastroje. Dzisiaj i wczoraj dużo myślałam o tym wszystkim i stwierdziłam, że nie chcę dorosnąć. Chcę pozostać dzieckiem, choć niestety już wyrosłam z pewnych rzeczy. Tak bardzo chciałabym cofnąć się o kilka lat i mieć możliwość bycia wiecznym dzieckiem. To nierealne i z tego też powodu niesamowicie przykre. Nastolatkom zazwyczaj spieszy się do dorosłości. Mnie także, do pewnego momentu. Jednak kiedy widzę jak życie dorosłego człowieka wygląda ja wolę pozostać dzieckiem. Szczęśliwym stworzonkiem, które nie ma żadnych zmartwień, a wyobraźnia ma różnorodne kolory, które dorosłym bledną.

Z dietą już lepiej, ale nie mam siły ćwiczyć, ani nawet jeździć na rowerze stacjonarnym. O Boże zesłałeś nam znów śnieg na ziemię. Nie wiem właściwie, czy Ci za to dziękować, czy może złościć się, bo nie mogę zacząć biegać? Nie.. chyba jednak dziękuję. Wszystko co zsyła nam Bóg na ziemię jest święte i trzeba to szanować.


Chyba powoli oduzależniam się od internetu. Oby tak dalej, a zacznę funkcjonować jak prawie normalny człowiek.




sobota, 25 lutego 2012

Nie znam człowieka, który powiedziałby kiedykolwiek "jestem wolny". Coś lub ktoś zawsze ogranicza nam ten przywilej. Prymitywny przykład, ale jednak szkoła ogranicza wolność młodemu człowiekowi. A moje ciało obcina skrzydła mojej duszy, która nie może swobodnie latać. Można sobie wmawiać, że jest się niezależnym, ale jednak nigdy nie poczujemy się tacy w stu procentach.
Chciałam oderwać się od tego cholernego internetu, który ogranicza mi wolność. Jednak nie potrafię przekreślić tego w jednym krótkim momencie. Nie da się tak po prostu przerwać takiej grubej liny.
Z dietą jestem w dupie, z ćwiczeniami to samo. Rozsypałam proszek w głowie, który przed kilkoma dniami był całością. "Od jutra, od jutra" będę sobie tak powtarzać całą wieczność. Zapewniam i siebie u Was, że nie mam tak wiele czasu.

poniedziałek, 20 lutego 2012

PRZEŁOM.

Jestem uzależniona, wiem to. Internet zabrał mi wszystko. Czas, który mogłam wykorzystać sto razy lepiej, ale przede wszystkim dawną mnie i moją rzeczywstość. Okropnie czuję się z tym, że wszystko co mogłam mieć miałam na wyciągnięcie ręki, a ja wolałam schować ją i całą siebie. Całą swoją duszę wrzuciłam do internetu i trzymałam ją tu przez cztery lata. Nadszedł w moim życiu czas kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że nie ma sensu tak żyć i CHCĘ to zmienić. Wracam do rzeczywstości. Zostawiam bloga, bo będę go nadal uaktualniać(a może nie? Jeszcze się zastanowię), ale bardzo rzadko, na pewno zdecydowanie rzadziej, niż dotychczas (czyli codziennie, a nawet kilka na dzień).


Bilans
wasa z serkiem Kanapkowym i papryką
zupa warzywna
jabłko


Za tydzień będzie 60 kg.